Nirvana i grunge ogólnie: Co było i jest siłą tej muzyki?
Wpis gościnny
Muzyczne początki, czyli Modern Talking i MTV
Moje świadome słuchanie muzyki zaczęło się w wieku 6 lat. No powiedzmy, bo polegało to m. in. na nagrywaniu na kasetę, która akurat znalazła się pod ręką, każdej piosenki zespołu Modern Talking, którą usłyszałem w radio. Także już tej nieraz nagranej.
Na pewno Modern Talking, to był wtedy mój ulubiony zespół (do dziś mam szklany breloczek ze zdjęciem). Jako wyjątkowo lubiany można jeszcze wymienić zespół Europe i wiadomy wszystkim hit, który wtedy był odbierany, i to nie tylko przeze mnie, jako coś w stylu… ostrego metalu. Co teraz może brzmieć dosyć zabawnie.
Przez kolejne lata słuchało się naprawdę różnych rzeczy, czyli tego, co było modne, śmieszne itd. Wiele zmienił dostęp do telewizji kablowej i oczywiście MTV, chociaż programy muzyczne były wtedy dostępne także i w polskich telewizjach.
Słuchało się wtedy wszystkiego, co musiało się po prostu podobać. Być może było to także spowodowane moim wiekiem, ale nie widziałem wśród ludzi jakichś specjalnych podziałów, jeśli chodzi o typ słuchanej muzyki. Myślę, że swoje robiło właśnie MTV. Ludzie dostali coś nowego i trudno było udawać, że to się nie podoba, bo jest np. nierockowe itd.
Queen i jego detronizacja
Szeroki dostęp do muzyki pozwolił mi na poznanie zespołu, który już na pewno można nazwać tym pierwszym, jaki świadomie słuchałem, czyli Queen, którego płyta Innuendo była wtedy promowana. Każdy tego słuchał, lecz zapewne nie każdy kupował ich płyty. W mroku dziejów ginie to, czy pierwszą kupioną przeze mnie płytą był Greatest Hits Queen, czy Nie wierzcie elektrykom zespołu Big Cyc. Sądząc po datach i mglistych wspomnieniach, chyba ta druga, jednak to dyskografię Queen zacząłem zbierać.
Queen egzystował dosyć krótko jako mój ulubiony zespół, bo pojawiło się coś, co zmiotło go z tej pozycji tak samo spektakularnie, jak i Dangerous Michaela Jacksona z pierwszej listy Billboardu. Tym czymś była oczywiście płyta Nevermind zespołu Nirvana, a dokładniej, według chronologii (i zapewne nie tylko) licząc singiel Smells Like Teen Spirit. Objawiało się to skakaniem przed telewizorem, chęcią posiadania długich włosów i jeszcze większej chęci posiadania gitary niż dotychczas, na co niestety dane było mi wtedy jeszcze poczekać kilka lat. Miałem wtedy lat 12.
Początki i rozwój nirvanomanii
Kariera zespołu Nirvana długo nie potrwała, ale śmierć Cobaina tylko nakręciła jego popularność. Z mojej perspektywy wygląda to tak, że to wtedy właśnie (tak naprawdę) zaczęła się „nirvanomania” w Polsce. Znajomości nie kręciły się tylko wśród ludzi, którzy słuchali przykładowo rocka, ale zawężało się to nawet nie tyle do muzyki grunge, ile do samej Nirvany właśnie. Sam byłem w takiej grupie. Owszem, słuchało się ogólnie muzyki rockowej, grunge, ale każdy z nas był dosłownie maniakiem zespołu Nirvana (uwielbienie dla pozostałych zespołów z Seattle rozkładało się już różnie). Mieliśmy wszystkie płyty, bootlegi (które pozyskiwało się przez wciąż niedoskonały i mało dostępny internet i klasyczną pocztę), koszulki, bluzy, plakaty, naszywki… Nasze pokoje, szczególnie dzięki plakatom, to często były „ołtarzyki” Nirvany.
Trzymaliśmy się razem także w takich miejscach jak puby, czy… parki, gdzie wśród rockowców i metalowców tworzyliśmy podgrupę nazywaną często przez resztę „kombajnistami”, czy może raczej „combajnistami”. Oczywiście od nazwiska Cobain. Co najważniejsze, wszyscy egzystowaliśmy pokojowo. Zaczęły się też wyjazdy do dyskoteki, która miała w swojej ofercie także dwa dni rockowe, czyli rockoteki. Trzeba przyznać, że na początku były to wyjazdy po to, żeby się napić alkoholu i poszaleć na parkiecie przy muzyce (czyli głównie przy Nirvanie). No ok, od początku były to też spotkania towarzyskie i szukanie swojej drugiej połowy, ale to ostatnie zaczęło docierać i dominować dopiero z czasem.
Siła muzyki we wnętrzu człowieka
Skąd to się wzięło, skąd brała się taka siła tej muzyki? Ja się zgadzam ze stwierdzeniem, że właśnie z samej muzyki, a głównie z gitary Cobaina i jego głosu. Nawet nie z tekstów, bo kto wtedy z nas wiedział, o czym jest tekst Smells Like Teen Spirit? Może zresztą dalej nikt tego nie wie. Z czasem kupowało się tłumaczenia, ale to nie one budowały siłę tego zespołu. Chociaż jego przekaz był ważny. Tworzyli go ludzie tolerancyjni, o czym mówili głośno nie tylko w swojej muzyce, którzy nietolerancji i problemów życiowych doświadczyli już w młodym wieku. To samo możemy powiedzieć o pozostałych filarach gatunku grunge, czyli Soundgarden, Alice In Chains i Pearl Jam, ale też o tych mniej znanych zespołach. Tolerancja to też była siła, która łączyła fanów. Wielu z nich miało też swoje problemy – rozwody rodziców, ich agresja itp.
Jednak to nie to ostatnie łączyło tych ludzi, wielu z nich takich problemów po prostu nie miało, robiła to tak naprawdę właśnie sama muzyka (w tym sposób wydobywania z siebie głosu przez wokalistów), która niosła ten cały przekaz i uwidaczniała to, co we wnętrzach tych ludzi było od zawsze. Ponad barierami językowymi itd., zrozumiała dla wszystkich siłą uniwersalności języka muzyki. Ta muzyka wyzwalała, można też było się przy niej po prostu wyżyć. Także przy samym jej słuchaniu. Nadawała się do tego doskonale, o wiele bardziej niż pozostałe muzyczne gatunki. Członkowie grup znajomych, które dzięki tej muzyce powstawały, czuli się także bezpiecznie w swoim towarzystwie, mogli sobie ufać.
Nie powiedziałbym, że ta muzyka kogoś ukształtowała, to raczej pewni ludzie ukształtowali tę muzykę. Na początku daleko od nas w USA, ale jej uniwersalność pokonała wszelkie granice. Praktycznie wszyscy zdjęliśmy już koszulki i plakaty z zespołem/zespołami, wiele znajomości się z różnych powodów rozpadło, a sama muzyka nie ma już takiej siły jak kiedyś, ale ta grupa ludzi ciągle istnieje i nadal kieruje się w życiu tymi samymi zasadami. Nie można też zapominać o tym, że ta muzyka trafia też do młodszego pokolenia, do ludzi, którzy są tacy sami jak ci, którzy zafascynowali się nią w latach 90.
Żałować tylko można, że twórców tego wszystkiego w dużej części nie ma już wśród nas. Oni nie poradzili sobie ze swoimi problemami, być może sami je generowali, przez zabawę nie tymi „zabawkami” co trzeba. Ale ich życie, a zapewne także i śmierć, nie poszły na marne. Wielu ludzi zrozumiało dzięki nim, że nie są sami i nie byli sami, wielu dostało też ostrzeżenie. Być może ten przekaz przez ich osobiste tragedie ma jeszcze większą siłę.